Jak by inaczej! W górach przecież jest pięknie przez cały rok!
W tym roku prawie do końca listopada, śniegu praktycznie nie było. W Picos de Europa oczywiście był, ale w niższych partiach gór nadal królowały zielono-żółto-czerwone barwy jesieni.
Tym razem wybraliśmy trasę w jedną stronę. Podjechaliśmy najpierw na koniec trasy i zostawiliśmy tam jeden samochód a następnie wszyscy zapakowani do jednego auta zajechaliśmy na początek naszej ścieżki.
Wyruszyliśmy na podbój Pico Hibeo. W sumie długość całej trasy to 9km, przy wejsciu pod górę pokonaliśmy wysokość 500mt n.p.m. a przy zejściu na dół 700mt. Wyszło tak ponieważ startowaliśmy z wyższego poziomu.
Sama trasa bardzo mi się spodobała, po drodze masa pięknych widoków, pasą się koniki, kózki i krówki, jak to zazwyczaj w Asturii. Oczywiście nie obeszło się bez małego deszczu. Na początku drogi mieliśmy dosyć fajną pogodę, co prawda bez słońca ale za to pochmurno i niezbyt zimno. Na szczycie zrobiło się okropnie zimno i jak zaczęliśmy schodzić na dół przywitał nas lekki deszczyk i mgła. Na szczęście po kilkunastu metrach mieliśmy znów fajną pogodę, a na dole już całkiem błękitne niebo i słoneczko.
Oto nasz trasa:
Takie kwiatki!
Kózki i krówki pasą się zdrowo :D
Wspinaczka na szczyt, uffff idę przecież!
Na szczycie ziiiiimno, ale widoki rekompensują cierpienie :D
Taaaakie widoki!
Tutaj trochę zboczyliśmy z trasy i trzeba było przedzierać się przez chaszcze, auć!
I takie piękne błękitne niebo na dole!
A to jest typowa asturyjska wieś, siedzi sobie babcia przed domem i obiera fasolkę na słynną fabadę :D